Niepewny dla logistyki ekologiczny transport Renem
Ulewne deszcze podniosły w Niemczech wody na Renie do poziomu, który pozwala statkom towarowym pływać z pełnym załadunkiem – poinformowała w środę niemiecka federalna Agencja Żeglugi Śródlądowej (Wasserstraßen- und Schifffahrtsverwaltung des Bundes – WSV) Ale problem okresowego spadku wód i zakłóceń w transporcie nie zniknął, bowiem nawet niewielkie wahania ich poziomu mogą mieć znaczący wpływ na operacje żeglugowe.

Dlatego firmy korzystające z żeglugi śródlądowej i przewoźnicy rzeczni w różny sposób przygotowują się do prawdopodobnego podobnego scenariusza w przyszłych latach – informują, niezależnie, agencje prasowe Bloomberg i Reuters.
Poprawa
Słoneczna pogoda w czerwcu spowodowała, że Ren stał się zbyt płytki, aby statki mogły pływać w pełni załadowane. Aby zrekompensować koszty działalności, operatorzy barek nałożyli dodatkowe opłaty frachtowe.
Patrz też: Drożeje transport rzeczny w Niemczech, bo znów problemy z „niską” wodą w Renie
Najnowsze dane ze strony internetowej WSV pokazują, że od kilku dni Ren gwałtownie przybrał w najbardziej newralgicznym dla żeglugi wąskim gardle Kaub – do blisko 3 metrów, podczas gdy w końcu czerwca tamtejszy poziom wód wynosił 1,2 – 1,4 m. „Nie można wykluczyć problemów z niską wodą, jeśli sierpień będzie bezdeszczowy, ale nie spodziewałbym się poważnych trudności w ciągu najbliższych kilku tygodni” – powiedział jeden z traderów towarowych cytowany przez Reutersa.
Znaczenie transportu wodnego
Co prawda Niemcy nie przodują w Europie pod względem udziału transportu śródlądowego w łącznej pracy przewozowej transportu lądowego, ale jest on znaczący. Według danych Eurostat za 2019 r., wskaźnik ten wynosił 7,7 proc. (dla porównania w Holandii 40,1 proc., w Bułgarii 30,5 proc.; w Polsce oscylował wokół 0 proc.). W szczególności właśnie Ren jest ważnym szlakiem żeglugowym dla transportu takich towarów jak: zboża, minerały, węgiel i produkty ropopochodne, w tym olej opałowy, czy wyroby chemiczne.
Dlatego susza i niski stan wód w Renie pojawiające się cyklicznie od połowy ubiegłej dekady, silnie zakłóca największą gospodarkę Europy. Szczególnie latem 2018 r. i 2022 r. niemieckie firmy stanęły z tego powodu w obliczu problemów produkcyjnych. W ub.r. transport Renem zmalał do rekordowo niskiego wolumenu od 1990 r.
Adaptacja
Firmy i handlowcy starają się zaadoptować do tych nowych warunków zakładając, że „najgorsze może znów powrócić”. Np. BASF wysyłał rzeką tradycyjnie ładuje i rozładowuje po ok. 15 barek dziennie, tj. 40 proc. wolumenu produktów. W tym roku postanowił, że będzie jednak zwiększać udział przewozów koleją i ciężarówkami. Z kolei firma Covestro planuje przenieść część produkcji do alternatywnych lokalizacji w Niemczech i Belgii.
Na kapryśny Ren reagują też przewoźnicy wodni. Np. HGK z siedzibą w Kolonii, którego flotę liczy 350 barek, już rozpoczął wymianę części z nich na bardziej płaskodenne – na razie kupił cztery zestawy, zamówił trzy kolejne. Przypomina się, że np. zaledwie 10-centymetrowy spadek poziomu wody może przełożyć się na mniejszy załadunek barki o ok. 100 ton. Nowe barki mają w dużej części sprostać tym wymogom.
Według Bloomberga modernizacja barek to kosztowna inwestycja, a całkowita wymiana ich floty operującej na Renie może kosztować do 90 mld euro, nie licząc kosztów przebudowy rzeki w celu przyjęcia statków. Także i z tym trzeba się zmierzyć. Gdy w 2018 r. padł historyczny rekord niskich stanów wód, straty z tego powodu kosztowały niemiecki przemysł 5 mld euro.
Dyrektor niemieckiego Federalnego Instytutu Inżynierii i Badań Dróg Wodnych, Christoph Heinzelmann, powiedział w wywiadzie: „To, czego możemy doświadczyć dzisiaj raczej nadal jako wyjątek, stanie się normą w przyszłości. Z tego powodu pojawią się kolejne ograniczenia w transporcie rzecznym”.