Flota cieni – dura lex sed lex?
Rosnące napięcia geopolityczne, sankcje gospodarcze oraz zrywanie kabli podmorskich, jako skutek tych napięć politycznych i prawdopodobny element wojen hybrydowych, wymagają nowego odzwierciedlenia w prawie ubezpieczeniowym.

Takie jest stanowisko przedstawicieli niektórych rządów, w tym ministra obrony Estonii oraz środowiska ubezpieczycieli. Choć sprawa dotyczy tej samej materii, poglądy na jej istotę się różnią. Kontrowersyjna jest w szczególności ocena przedstawiciela firmy ubezpieczeniowej w kwestii rosnącej floty cieni i jej praw. Upraszczając – wywołały je sankcje ekonomiczne, które okazują się nieskuteczne (bo urosła flota poza systemowych tankowców), natomiast pośrednio mogą przyczynić się szkód w środowisku naturalnym.
Problem
W ciągu ostatnich 18 miesięcy na Morzu Bałtyckim zerwanych zostało kabli telekomunikacyjnych i sieci przesyłu energii elektrycznej, czego skutki odczuły lub nadal odczuwają gospodarki: Finlandii, Szwecji, Niemiec, Litwy i Estonii. Jak ustalono, za kilka takich incydentów winne są statki ciągnące kotwice, ale bez udowodnienia, czy było to celowe działanie na szkodę użytkowników infrastruktury. W pozostałych przypadkach zachodzi domniemane graniczące z pewnością, że doszło do celowych ataków na tę podwodną infrastrukturę.
Podatek od żeglugi na Bałtyku?
„Seria zerwania sieci podmorskich na Morzu Bałtyckim nakazuje potrzebę sfinansowanie ochrony podmorskiej infrastruktury” – powiedział agencji Reuters Hanno Pevkur, minister obrony Estonii. Przybrało by to postać specjalnej opłaty od statków, które wpływają na Morze Bałtyckie w drodze do ośmiu krajów NATO graniczących z Rosją. Według ministra, podobne formy opłat stosuje np. lotnictwo. „Kiedy korzystasz z lotniska, wnosisz opłatę za jego ochronę uwzględnioną w cenie biletu.” Pevkur dodał, że jest to dodatkowa opcja, bowiem kraje nadbałtyckie rozważą różne techniczne środki ochrony kabli, w tym instalowanie czujników do wykrywania kotwic ciągniętych dnem morza lub budowę specjalnych osłon wokół kabli.
Domniemanie niewinności?
Ostatnie przykłady statków uszkadzających podmorskie kable „są oznakami zmiany perspektywy politycznej ich używania”, zatem komercyjna żegluga morska musi zostać uzbrojona w nowe przepisy ochronne, powiedział dziennikarzom w Londynie Mike Salthouse, szef ds. zewnętrznych z firmy ubezpieczeniowej NorthStandard. To, co kiedyś mogło zostać potraktowane jako nieszczęśliwy wypadek, jest obecnie badane jako potencjalny sabotaż w kampanii wojny hybrydowej – i ma nowe konsekwencje.
Salthouse podkreślił, że on i jego koledzy przez większość swojej kariery mieli do czynienia z przypadkami statków wyciągających kable, zatem „Niekoniecznie jest to rzadkie zjawisko”. Ale obawa, że „statki są obecnie wykorzystywane jako broń w wojnie hybrydowej oznacza, że znajdujemy się w innej sytuacji. Wszyscy zakładają, że jeśli kabel w Bałtyku zostanie wyciągnięty, zostało to zrobione celowo, a to jest bardzo niefortunne miejsce, abyśmy mogli się tam udać (i sprawdzić)” – stwierdził przedstawiciel North Standard.
Flota cieni ma swoje prawa…
W opinii Salthouse, gwałtowny rozwój floty cieni podważa podstawę wprowadzania kolejnych sankcji gospodarczych. Ponieważ statki we flocie równoległej są starsze i mniej kontrolowane przez klientów niż w przypadku legalnie działających, istnieją również potencjalne implikacje dla bezpieczeństwa na morzu. Przeprowadzając studium przypadku dwóch wycieków tankowców w kanale La Manche Salthouse podkreślił potencjalne opóźnienia w reakcji na sytuację kryzysową, ponieważ firmy ubezpieczeniowe oceniają legalność reagowania na incydent i to, czy będą opłacane za swoją pracę.
Według Salthouse, Konwencja ONZ o prawie morza (UNCLOS) i swobodnej żeglugi umożliwia prawo tranzytu także flotom tzw. równoległym i statkom nieubezpieczonym. Dotyczy to także tych akwenów, nad którymi „nadbrzeżne państwa wolą nie mieć w pobliżu brzegów nieubezpieczonych lub usankcjonowanych statków”. Ale „Każda próba kreatywności przepisów UNCLOS, aby ograniczyć możliwość swobodnego podróżowania, podważyłaby jej zasady, które kraje zachodnie twierdzą, że przestrzegają”, powiedział Salthouse. Według niego groźna dla żeglugi jest ta „selektywna interpretacja przepisów” i ich wybiórczość. A istotną sprawy jest to, by „przemysł ymyślić, jak pozbyć się ciemnej floty tankowców i zastąpić je lepszym jakościowo tonażem”.