Huragan i praca dokerów na pół gwizdka – destabilizują logistykę części portów Ameryki Północnej
Logistyka światowa nadal odczuwa skutki trzydniowego strajku dokerów w ubiegłym tygodniu w portach wschodniego wybrzeża USA, a już pogłębiły je nowe problemy. Huragan Milton, który do czwartku (10 bm.) szalał nad południowo-wschodnimi regionami Stanów Zjednoczonych, spowodował zamknięcie 10 portów. Z innego powodu, na pół gwizdka pracuje największy na wschodzie port w Kanadzie – w Montrealu.
Wiele towarów importowanych przez USA i Kanadę musiało już zmienić trasę, co wydłuża czas ich dostaw i podraża koszty. Huragan Milton uderzył w ląd w środę w pobliżu Siesta Key na Florydzie, jako sztorm trzeciej kategorii. Spowodował on śmierć co najmniej 12 osób, donosi The New York Times. Zniszczenia mogły być bardziej dotkliwe, ale Milton „w dużej mierze oszczędził gęsto zaludnione miasta wokół Tampa Bay”. Dwa tygodnie temu huragan Helene dotarł do tzw. wysp barierowych, powodując ich zalanie.
Najbardziej dotknięte porty
W następstwie zniszczeń spowodowanych przez huragan, w czwartek zamkniętych było dziesięć portów handlowych, w tym dwa kluczowe na Florydzie wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej – Tampa Bay i SeaPort Manatee.
„Port nadal jest odcięty od dostaw prądu. Zaobserwowano uszkodzenia wielu budynków, ale do tej pory nie było znaczących uszkodzeń doków. Czeka nas indywidualna ocena poszczególnych obiektów” – powiedziała w czwartek wieczorem mediom amerykańskim rzeczniczka portu Tampa Bay Lisa Wolf-Chason. Port ten obsługuje m.in. dostawy 43 proc. paliwa zużywanego przez samoloty, ciągniki drogowe i auta w stanie Floryda. Paliwo dociera tankowcami.
Z kolei Sea Port Manatee, leżący ok. 43 mil od centrum Tampy, jest jedną z największych amerykańskich bram importu świeżych owoców i warzyw. W 2023 r. przeładowano tam tych produktów wartości 2,2 mld dolarów. Silnie dotknięty huraganem został też port Brunswick, w którym wstrzymano operacje. Według najnowszych doniesień, część portów tego regionu miało wznowić działalność w piątek.
Na pół gwizdka
Oskarżając pracodawców morskich o „ociąganie się w negocjacjach nowego układu zbiorowego pracy” (wygasł 31 grudnia 2023 roku), pracownicy portowi w Montrealu rozpoczęli w czwartek „bezterminowy” zakaz pracy w godzinach nadliczbowych. Jest to ich kolejna akcja protestacyjna przed strajkiem generalnym. Zarząd portu ostrzegł, że zakaz może spowolnić lub zakłócić obsługę 50 proc. towarów tranzytowych, przez ten największy we wschodniej Kanadzie port kontenerowy.
W ubiegłym tygodniu w porcie, na tym samym tle, wstrzymano na trzy dni ruch w dwóch terminalach kontenerowych. Sesja negocjacyjna odbyła się w ubiegły piątek w obecności dwóch mediatorów federalnych po tym, jak dokerzy wznowili pracę.
„Nadal prowadzimy negocjacje z pomocą dwóch mediatorów” – powiedział Michel Murray, główny doradca Kanadyjskiego Związku Pracowników Publicznych (CUPE), który reprezentuje 1200 pracowników portowych. „Jesteśmy przygotowani do intensywnych negocjacji, ale ponieważ pracodawca ociąga się, zwiększamy presję, aby poświęcił swoją energię na znalezienie rozwiązania”. Jak wynika z wypowiedzi związkowców, największymi nierozstrzygniętymi kwestiami wydają się być nie kwestie płacowe, lecz planowanie godzin pracy i równowaga między życiem zawodowym a prywatnym, a nie kwestie płacowe, sądząc po najnowszych komentarzach urzędników związkowych.
Odpowiedź MEA
W odpowiedzi na zakaz pracy w godzinach nadliczbowych Stowarzyszenie Pracodawców Morskich (MEA) stwierdziło, że będzie to miało „znaczący wpływ na rozmieszczone załogi i zadania wymagane do operacji”. Ostrzegło też, że niepełne zmiany spowodują rychłe spowolnienie operacji w porcie lub nawet ich wstrzymanie. W czwartek spodziewano się przybycia do portu dziesięciu statków. MEA podkreśliła, że wydarzenia w porcie nie mają wpływu na przeładunek płynnych ładunków masowych, w tym usług dla Nowej Fundlandii i terminala zbożowego Viterra.