Lokalny strajk w Liverpoolu, czy renesans związkowców w Wielkiej Brytanii?
Po wcześniejszym strajku ostrzegawczym, polegającym na pracy przerywanej w ciągu tygodnia, wczoraj dokerzy terminali kontenerowych w Liverpoolu jednogłośnie zagłosowali za odrzuceniem najnowszej oferty płacowej pracodawcy i rozpoczęli „regularny” strajk, mający trwać dwa tygodnie.

Uzyskali oni m.in. poparcie dokerów w Felixstowe, którzy w przyszłym tygodniu planują kolejne przerwy w pracy, po ośmiodniowym strajku na przełomie sierpnia i września. Strajk w Liverpoolu jest elementem wybuchów niepokojów pracowniczych, które przetaczają się przez kluczowe punkty w łańcuchach dostaw – od kolei w Ameryce Północnej, po kierowców ciężarówek w Peru, stwierdza agencja Bloomberg. Pracownicy szeregowi ciężko pracowali w okresie pandemii, aby podtrzymać przewozy i chronić łańcuchy dostaw przed jeszcze bardziej gwałtownym załamaniem. Zyski z boomu w transporcie zgarnęli jednak pracodawcy. Teraz, w warunkach wysokiej inflacji, powinni się choć w części podzielić zyskami, oceniają strajkujący.
Oferta
Port w Liverpoolu jest czwartym co do wielkości portem kontenerowym w Wielkiej Brytanii. Tworzy go system nabrzeży i doków o długości 7,5 mil (angielskich). Największy z nich jest kontenerowy Seaforth Dock, otwarty w 1972 r. Jego właścicielem jest Peel Ports Group (PPG). Złożył on pracownikom ofertę podwyżki płac o 7 proc. (inflacja w Wielkiej Brytanii wynosi ok. 10 proc.) i jednorazową premię 750 funtów. W sumie przekłada się to na 8,3 proc. podwyżkę wynagrodzeń. Zarząd PPG twierdzi, że związkowcy żądają wzrostu płacy podstawowej o ponad 12 proc., przy czym „najlepiej opłacani strajkujący zarabiają nawet 71 000 funtów rocznie”.
Pierwsze tło
Przemysłowe nabrzeże w Liverpoolu od dziesięcioleci szuka nowych szans na ożywienie. Wiele tam niszczejących budynków i złomowisk. Są one jaskrawo widoczne na tle niedalekiej budowy stadionu za 500 milionów funtów dla Evertonu, drugiej najbardziej znanej drużyny Premier League w mieście. Ale podczas gdy angielska piłka nożna jest pełna gotówki, wiele firm lokalnych próbuje konkurować na całym świecie, lecz zmaga się z problemami w następstwie oddzielenia się Wielkiej Brytanii od Unii Europejskiej. Paradoksalnie, także dlatego pozycja Liverpoolu jako bramy dla towarów przekraczających Atlantyk może będzie ważniejsza niż przed breksitem.
Drugie tło?
W strajku dokerów stawką jest również lokalna historia, ocenia Bloomgerg. Ćwierć wieku temu tamtejsi dokerzy ponieśli „miażdżącą porażkę podobnego strajku”. W obecnym strajku uczestniczy jednak mała liczba „oldtimerów”. Przewodzi mu „młode pokolenie uzbrojone w media społecznościowe i szukające globalnych sojuszników”. Strajk w 1990 r. został złamany głównie na skutek zatrudnienia łamistrajków. Byli oni zatrudniani za pośrednictwem podwykonawców na warunkach „znacznie gorszych niż w innych portach”.
Zarazem Liverpool jest też postrzegany jako bastion laburzystów, tradycyjnie znajdujących się w kontrze do torysów, sprawujących obecnie władzę. Nowa premier Liz Truss zobowiązała się do rozprawienia się ze związkami zawodowymi poprzez zmiany w ustawodawstwie, które ma utrudnić głosowanie w sprawie akcji protestacyjnych. „Strajk kończy renesans organizowania się związków zawodowych w dokach w Liverpoolu. Mają one bardzo duże szanse na sukces” – powiedziała Katy Fox-Hodess, wykładowca stosunków pracy w Sheffield University Management School.